Kolejny dzień i kolejne punkty program zwiedzania…

Po śniadaniu wsiedliśmy do samochodu i udaliśmy się w drogę na południe: przez Dambullę do Kandy. Pierwszym punktem zwiedzania była  nowa (zaledwie 20letnia) Złota Świątynia w Dabulli. Trochę kiczowata, trochę pstrokata, otoczona rzędem posągów Buddy (z włókna szklanego niestety, nie z kamienia czy drewna). Przyjemne urozmaicenie podróży, choć nie zachwycała swoim pięknem. Trochę odstręczały nas widoczne ślady wszechstronnego użycia tworzyw sztucznych do ozdób, co było zauważalne w miejscach uszkodzeń. Do tego w okolicach głowy Buddy usadowiły się osy, których wielkie wiszące gniazda wywoływały uczucie zagrożenia, a wyobraźnia przywoływała sceny z filmu Rój z 1978roku.

Z lekkim uczuciem ulgi wsiedliśmy do samochodu i udaliśmy się do kolejnego punktu zwiedzania: Cave Temple. A właściwie: świątynie, bo faktycznie jest to kompleks pięciu jaskiń (pomieszczeń świątynnych).  Co prawda aby dojść do wejścia trzeba pokonać 330 kamiennych schodów, ale z pewnością warto ją/ je zobaczyć na włąsne oczy. Zbudowane zostały z wykorzystaniem naturalnego zagłębienia skalnego, znajdującego się na zboczu góry i są klasą samą w sobie. Wszystkie odwiedzone jaskinie są wypełnione posągami Buddy i różnymi osobistości związanych z kultem Buddy lub postaciami historycznymi. W jaskiniach znajduje się łącznie około 150 wizerunków Buddy. Ponadto ściany i sufity każdej z jaskiń pokrywają liczne freski i malowidła, dodając temu miejscu niewątpliwego uroku. Dodatkowym atutem wizyty w tym miejscu jest widok na okolicę. Podobno w pogodne dni ze zbocza góry można nawet zobaczyć Skałę Lwa w Sigirii, ale mnie niestety nie udało sie dokonać tej sztuki.

W Dambulli odwiedziliśmy również lokalny targ owocowo-warzywny, największy w okolicy. To tutaj sprzedawali swoje plony okoliczni rolnicy i tutaj po przystępnych cenach zaopatrywali się w nie lokalsi. Szukałem mitycznych złotych orzechów kokosowych, ale nawet w takim miejscu nie udało się ich kupić. Za to widzieliśmy co najmniej 6 rodzajów bananów (nawet nie wiedziałem, że jest ich tyle) i całkiem bogatą kolekcję lokalnych warzyw, o których smaku nie mięliśmy nawet pojęcia. I niestety stołując się w lokalnych restauracjach do końca tej wyprawy nie miałem okazji zmienić tego stanu.

Następny punkt zwiedzania to Ogród ziół i przypraw (Herbal and spice garden) w Ranweli, w którym zapoznaliśmy się z bogatą ofertą lankijskiego ziołolecznictwa  i medycyny naturalnej, stanowiących jeden a elementów ayurvedy. Ayurveda to starodawna sztuka lecznicza metodami naturalnymi, z której słynie Sri Lanka.  Przeżywa ona obecnie swój renesans – jest uważana przez niektórych za alternatywę dla tradycyjnej medycyny. Jej wiekowe zasady, idee i założenia są dziś stosowane przez tych, którym zależy na pozostaniu w dobrym zdrowiu, kondycji i cieszeniu się spokojem ducha.

Nauka ta narodziła się 5 tys. lat temu na południowo-wschodnim wybrzeżu półwyspu Indyjskiego. Jednak pierwsze zapiski związane z tą sztuka medyczną pojawiły się między VI wiekiem p.n.e. a VI wiekiem naszej ery. Zasady i zarazem najważniejsze założenia ayurvedy są spisane w trzech traktatach:

  • Charaka Samhita,
  • Sushruta Samhita,
  • Ashtanga Hrudaya.

Sama nazwa „ayurveda” określa ideę tego typu medycyny. Słowo ‘ayur’ oznacza życia, a ‘veda’ wiedzę – w wolnym tłumaczeniu starohinduska sztuka medyczna oznacza „naukę o długowieczności”.

Osoby praktykujące ayurvedę podchodzą holistycznie do człowieka, podkreślają znaczenie zachowania równowagi ciała i ducha oraz zwracają uwagę na wpływ otoczenia społecznego, warunków środowiskowych na ludzkie zdrowie. Ważnym aspektem ayurvedy Obecnie nauka ta jest powszechnie stosowana w Indiach i na Sri Lance, ale wzbudza coraz większe zainteresowanie także w innych częściach świata.

W ciągu dalszego pobytu na Sri Lance zaczęliśmy zwracać większą uwagę na wpływy ayurvedy na osobowość i sposób życia Lankijczyków.         

Przewodnik po ogrodzie/ naganiacz oprowadził nas po sporej plantacji zielarskiej, gdzie stopniowo (w ramach ograniczonych możliwości komunikacji w specjalistycznym języku angielskim) zapoznaliśmy się ze specyfiką uprawianych to roślin i ich przeznaczeniem. Ponieważ po kilkunastu prezentacjach wszystko zaczęło się nam zlewać w jedno, nasz opiekun uznał, ze jesteśmy gotowi do udania się do sklepiku. Tam dostaliśmy listę specyfików z zastosowaniami (w języku polskim!!!) i szeroką możliwość wyboru. Czego tam nie było!!! Od naturalnych olejków odstraszających komary przez specyfiki do depilacji i usuwania migreny po maści antyreumatyczne. Niestety: ceny też były zaporowe, więc specyfiki na pewno nie były dostępne dla lokalsów, bo koszt zakupu większości oferowanych medykamentów przekraczały ich miesięczny dochód. Kupiłem kilka niewielkich buteleczek i zapłaciłem 150 USD. Wziął bym pewnie więcej na przetestowanie, gdyby nie ceny. Ale jak się wkrótce okazało, głównym atutem tego miejsca była restauracja w stylu „szwedzkiego stołu”, gdzie po umiarkowanej cenie miałem okazję spróbować jednocześnie wielu lokalnych potraw. Na podkreślenie zasługuje fakt, że cena jedzenia (liczona na osobę bez względu na ilość faktycznie spróbowanych potraw) była porównywalna z ceną puszkowanych/ butelkowanych napojów, oferowanych jako dodatek, czyli relatywnie niedrogo. Humory i pogoda dopisywały, więc w dobrych nastrojach udaliśmy się w dalszą drogę. Kolejny przystanek był w Matale, gdzie odwiedziliśmy świątynię hinduistyczną. Oczywiście o ile świątynie buddyjskie były w stonowanych kolorach i  wyposażeniu, to świątynie hinduistyczne były znacznie bogatsze w środki ekspresji, jezeli chodzi o kolorystykę i różnorodność figurek/ rzeźb. W końcu w hinduiźmie był bogaty zestaw bóstw do przedstawiania, a w buddyźmie jedynie Budda w trzech podstawowych pozach. Wcześniej spotykaliśmy się jedynie z obszarami panowania buddyzmu (Lankijczycy), a obecnie wkraczaliśmy na tereny występowania hinduizmu (Tamilowie) i rozszerzającej swój obszar oanowania wiary muzułmańskiej, a jak się wkrótce mięliśmy przekonać, ich kohabitacja nie zawsze przebiegała bezkonfliktowo.

Dalsza droga do Kandy przebiegała już szybko.

Kandy jest drugim pod względem wielkości miastem Sri Lanki, uznawanym za kulturalną stolicę kraju. Między XIV, a XIX wiekiem pełniło funkcję stolicy administracyjnej. Jest położone nad brzegiem malowniczego jeziora, pełne zabytków i otoczone wzgórzami, więc  może się podobać.

Przybyliśmy do celu w sam raz, żeby wpakować się w środek popołudniowego szczytu ruchu, więc przebicie się przez korek w środku miasta i dotarcie do celu zajęło nam dobrą godzinę. Szybkie zakwaterowanie w hotelu z nieodzownym prysznicem i byliśmy gotowi na realizację popołudniowej części programu zwiedzania. Najpierw punkt widokowy na miasto na zboczu jednego z okalających go wzgórz, potem zjazd w dół, gdzie udaliśmy się do lokalnego centrum kultury na „Cultural Show”. Tańce, pokazy żonglerki i występy połykaczy ognia, wszystko to bogato okraszone głośną muzyką może na krótką metę były by do zniesienia, ale po godzinie z radością przyjęliśmy zakończenie przedstawienia. Zdecydowanie nie polecam, jeżeli ktoś nie jest koneserem tego rodzaju widowisk. Ponieważ mieliśmy trochę czasu i chcięliśmy po tym show odetchnąć świeżym powietrzem, udaliśmy się na wieczorny spacer wokół znajdującego się w  centrum miasta malowniczego jeziora. W czasie spaceru napotkaliśmy na wylegujące się na brzegu jeziora ogromne warany.

Ostatnim punktem dnia była Świątynia Relikwii Zęba Buddy. Ponieważ podróżując przez poszczególne kraje tego rejonu wielokrotnie spotykałem się ze świątyniami posiadającymi relikwie Buddy: czy to zębów, czy to włosów, zacząłem podejrzewać, że musiał mieć on właściwości rekinów, którym stale rosną i wypadają kolejne garnitury zębów. Podobnie zresztą jak w Europie relikwie z drewna, z którego był zbudowany krzyż Jezusa. Zsumowane drewno wszystkich relikwii dało by niezły las! Istny fenomen. Ale skoro lokalsi oddawali mu cześć, nie było naszym zamiarem kontestować ich wierzeń. Udaliśmy się więc do pobliskiego Zespołu Pałacu Królewskiego dawnego Królestwa Kandy, w którym znajduje się Relikwia. Od czasów starożytnych Relikwia odgrywała ważną rolę w lokalnej polityce, ponieważ uważano, że ten, kto ją posiada, sprawuje władzę w kraju. W przeszłości Relikwia była przechowywana na terenie jednego z państwna subkontynencie Indyjskim.  Kiedy sąsiednie państwo wypowiedziało wojnę posiadaczowi Relikwii, aby ją przejąć, została ona wywieziona z Indii i wysłana na Sri Lankę wraz z córką króla. W tym czasie buddyzm był już dobrze ugruntowany na Sri Lance, a władcy wyspy utrzymywali bliskie stosunki z państwami indyjskimi, które krzewiły buddyzm. Została ona umieszczona w Kandy w Pałacu Królewskim na złotym kwiacie lotosu, który z kolei został złożony w wysadzanej klejnotami trumnie. Na straży Relikwii umieszczono dwa duże kły słonia (zwierzęta te są święte dla Buddy). Przy specjalnych okazjach Relikwię paradowano ulicami Kandy na grzbiecie słonia.

Budynki królewsko-świątynne może nie są tak wspaniałe i bogato zdobione jak te w Azji Południowo-Wschodniej, ale są pełne uroku. Cały kompleks, od spiczastych dachów pokrytych dachówką po białe ściany z dużymi, przestronnymi oknami, został zbudowany w oparciu o klasyczną architekturę kandyjską. Niskie ściany mają proste rzeźbione otwory, które dają efekt filigranu i służą do przechowywania lamp na olej kokosowy i świec podczas festiwali. W kontraście z fasadą, wewnętrzne konstrukcje świątyni są misternie rzeźbione i malowane egzotycznym drewnem, lakierem i kością słoniową. Wchodząc do kompleksu, wchodzimy do komnaty na parterze, która  jest misternie udekorowana i wzmocniona dużymi drewnianymi drzwiami, ozdobionymi brązem i kością słoniową.

Główna świątynia ma dwie kondygnacje. Relikwia przechowywana jest na piętrze. Drzwi do tej komnaty są pokryte złotem, srebrem i kością słoniową,

Świątynia uległa częściowemu zniszczeniom w wyniku zamachu bombowego, dokonanego w 1998r przez Tamilskich Tygrysów, którzy uznawali walkę zbrojną i zamachy bombowe jako drogę do oderwania północno- wschodniej części wyspy i ustanowienia niepodległego państwa tamilskiego. Wyraźnie z biegiem czasu zapomnieli, że przez lata byli tylko niewolnikami przywożonymi przez Anglików z Indii do prac na plantacjach herbaty, której to pracy dumni i niezależni Lankijczycy nie chcieli wykonywać. Wycofanie się Anglików i wzrost populacji faworyzowanych dotychczas przez nich Tamilów spowodował uzyskanie przez nich świadomości politycznej i chęć oderwania części kraju, co spowodowało falę przemocy i wieloletnią wojnę domową, która pomimo zakończenia działań zbrojnych wciąż odciska swoje piętno na życiu w Sri Lance

Ponieważ ceremonia adoracji Relikwii była dwuetapowa, w przerwie między jej poszczególnymi częściami zwiedziliśmy dawny płac królewski i znajdujące się w  nim muzeum. Na pewno jest on jednym z ciekawszych miejsc do odwiedzenia w czasie zwiedzania wyspy, a sama uroczystość robi duże wrażenie, nawet jeżeli nie jest się zwolennikiem przebywania w tłumie rozhisteryzowanych wyznawców religijnych. Widząc, jakie tłumy próbowały dopchnąć się, żeby zobaczyć choć z daleka zamkniętą w skrzyni Relikwię nie dziwiłem się, że w podobnych sytuacjach wybuch z jakiegokolwiek powodu paniki mógłby spowodować liczne ofiary śmiertelne. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło, a przesuwając się wąskimi korytarzami Pałacu w tłumnej procesji wyznawców Buddyzmu udało mi się nawet zrobić zdjęcie skrzyni kryjącej Relikwię.  Na tym zakończyliśmy ten pełen wrażeń dzień.